czwartek, 29 września 2011

Trochę szukamy...

  Kukurydza znika z pól, powoduje to wzmożony ruch zwierzyny w lesie... Chłopaki trochę postrzelali... A że strzały z podchodu, to nie to samo co z ambony...
  Pomagaliśmy...

  Doświadczony Maddox, odnalazł po tropie, a spuszczony z otoku, pogonił i stanowił, umożliwiając dostrzelenie...




  Młody RAPP dostał mniej wymagającego przeciwnika...


  Zdjęcia z Maddox'em niestety robione telefonem...

Piotr Kukier


sobota, 24 września 2011

RYSA - Próby Pracy...

  Dziś odbyły się, ostatnie w tym sezonie, Próby Pracy Wyżłów i Psów Myśliwskich Małych Ras w Piotrkowie Trybunalskim.
  Wsród trzech startujących płochaczy była RYSA prowadzona przez Anię. "Dziewczyny" spisały się świetnie!
  Dyplom Ist., lokata 2/3, 120/120pkt.!




  Tym samym RYSA powtórzyła sukcesy swojego miotowego rodzeństwa.

Piotr Kukier

czwartek, 22 września 2011

Zaległości nadrobione ;)

  Ostatnią zaległą imprezą, którą chciałbym przedstawić jest Konkurs Psów Myśliwskich Małych Ras w Goli, który odbył się 10.09.2011r.
  Konkurs pod wieloma względami był dla nas wyjątkowy, zaczynając od frekwencji (6 płochaczy wielostronnych, i to na Konkursie Regionalnym), poprzez poziom (3 dyplomy Ist. i 2 IIst.), aż po świetne rezultaty "ekipy z północy"...
  Z Kościerzyny wystartowaliśmy do Goli razem z Kasią (prowadziła wachtelhunda DIZLA z Grodziskich Borów) i Danielem (startował z Marsem - Tiamant HAPPY AND LUCKY - Springer Spanielem Angielskim). Ja próbowałem sił z Dianką - RAKIJĄ...


Zbiórka. Od prawej: Daniel, ja, Kasia...


  Zwyciężył Mars z kompletem punktów, DIZEL był trzeci, z dyplomem Ist. Tym samym "chłopaki" maja dyplomy Ist. z wszystkich imprez myśliwskich przeznaczonych dla ich ras... GRATULACJE!!!





 Nam udało się zdobyć dyplom IIst... Wynik - zgodnie z przedywiwaniami, chociaż poniżej potencjalnych możliwości, ale tak to jest kiedy się startuje z młodziutkim (rok i dwa tygodnie!), temperamentnym psem...


fot. I. Biernacka x4

  Przed nami jeszcze kilka startów, informację o wynikach postaramy się zamieszczać na bierząco...

Piotr Kukier

środa, 21 września 2011

Sezon konkursowy c.d.

Kolejna porcja "zaległych aktualności"...

  Następną imprezą kynologiczną, w której wzieliśmy udział były Próby Polowe Psów Myśliwskich Małych Ras w Biskupinie, 14.08.2011.
  Mimo dużej liczby psów (równolegle odbywały się Próby Wyżłów, Konkurs Norowców i Zawody Retrieverów na dummy) "Brygada RR" wzbudzała niemałe zainteresowanie ;) RAPP-RED i RAKIJA "myliły" swoim umaszczeniem...


RAKIJA z Łabędziej 33 FCI i RAPP-RED z Łabędziej 33 FCI

  "Przepraszam, co to za rasa?" - było najczęściej wypowiadanym do mnie zdaniem :D



  Oba psiaki spisały się świetnie, zdobywając maksymalną liczbe punktów i dwa pierwsze miejsca :)


fot. I. Biernacka x3

  Omawiając na zakończenie pracę psów sędziowie nie szczędzili pochwał "naszym" rudzielcom, a uczestnicy i obserwatorzy imprez nieśmiało podpytywali o "te dziwne płochacze" :D
  Gratulujemy: Koledze Jackowi - wyhodowania, a Kolegom Mirkowi i Jarkowi - posiadania  doskonałego "materiału".
  Po zakończonych zmaganiach, a przed ogłoszeniem wyników odwiedziliśmy zagrodę dzicza w pobliskiej Osiece... No, no, nie tylko bażanty pachną rudziakom :D


  Dwa tygodnie później, 27.08.2011 wybraliśmy się do Białochowa k/Grudziądza na Regionalny Konkurs Tropowców. Zabraliśmy RYSĘ i RAKIJĘ, a w podróży towarzysył nam Daniel z Marsem.


Przygotowania... fot. D. Kleinszmidt


  Warunki bardzo trudne... Temperatura dochodziła do prawie 30st. C... Coś nie mamy szczęścia do warunków na debiutach... RAKIJA bez dyplomu, podobnie jak doświadczony Mars... Bywa i tak...
Natomiast roczna (!) RYSA prowadzona przez Anię pokazała klasę... Startując w największym upale, ok. godziny 13-14 bezbłędnie wypracowała trop i zakończyła konkurs z kompletem 100 punktów, PIERWSZĄ LOKATĄ i CPC...

Łoszak gratuluje Ani... fot. D. Kleinszmidt




  I znów, dzięki Ekipie Łoszaka, atmosfera iście piknikowa...

c.d.n
Piotr Kukier

piątek, 16 września 2011

Sezon konkursowy 2011...

Nadrabiamy zaległości w newsach... (fotki niebawem)


  Obecny sezon obfitował w przyzwoite wyniki "naszych" psów... a jeszcze nie powiedzieliśmy ostatniego słowa ;)

  Zaczęliśmy "na własnym podwórku" 08.05.2011 w Borowym Lesie, na III Regionalnym Konkursie Tropowców. Wystartowaliśmy z Maddoxem, IDA niestety nie była jeszcze gotowa, a młodziutka RYSA przyzwyczajała się do atmosfery imprez kynologicznych: dużej ilości ludzi, psów, dźwięków sygnałówek i strzałów...


RYSA i Sonia



RYSA z Łabędziej 33 FCI


  Marzyło mi się potwierdzenie umiejętności oszczekiwacza, która Mad popisuje się na polowaniach... Niestety nie wyszło... Może gdyby odległość od drugiego łoża do zwierzyny była ciut większa...?
  Dyplom I stopnia, 90/100 pkt. (strata za względu na nie wykonane oszczekiwanie) i trzecie miejsce, grzechem byłoby narzekać...


Wymęczeni - pies pracą, a przewodnik? :P


  Podkreślić należy fakt niesamowitej atmosfery konkursu, głównie za sprawa "starego znajomego" - "Łoszaka" (właściciela zwycięzkiej jamniczki) i jego ekipy, która przyjechała odpowiednio zaopatrzonym kombi ;) ...no i dwa Springery na podium, oba po 90 pkt. (oba nie szczekały) - mimo wszystko gratulacje dla Daniela i Marsa...


  22.05.2011, Rydzyny, Międzynarodowy Konkurs Tropowców. Debiut labradorki IDYLLI Cotoneaster na tropowcach (ma dyplom II stopnia z Międzynarodowych Retrieverów z zeszłego roku) i kolejna próba zaliczenia oszczekiwania z Maddoxem, niestety konkurencja "starej farby" się nie odbyła, startowaliśmy na standardowej ścieżce...
  Plan wykonany w 50%. W trudnych warunkach, IDA dyplom I stopnia, 90/100 pkt. (jedno zejście z tropu), drugie miejsce... Mad nie zaszczekał, 90 pkt i miejsce trzecie... Miło "złapać" dwa miejsca na pudle :D
  O trudności konkursu niech swiadczy fakt, że tylko dwa psy wykonały bezbłędnie pracę na ścieżce... dwa Springery z hodowli Three Ponds Valley FCI (zwycięzki Trop Krzysia i nasz Maddox), oba pierwotnie zgłoszone do "starej farby"... Szkolenie na tropie po dwóch nocach procentuje, kiedy warunki pracy się pogarszają...
  Zdjęć niestety brak, bo burza popsuła ceremonię podsumowania konkursu...
  Z Rydzyn wracamy z Łukaszem, właścicielem IDY, w super nastrojach :)

  02.07.2011, "Konkurs na wodzie", Łajs, tropowce.
  "Do trzech razy sztuka" z Maddoxem i pierwsze kroki RYSY... i znów 50% sukcesu... Dla debiutantek na tego typu konkursie: Ani i 10-cio miesięcznej RYSY warunki atmosferyczne i terenowe okazały się zbyt trudne (pies wycofany)...
  ... a Maddox... mimo padającego CIĄGLE od środy deszczu, poszedł jak po sznurku i puszczony luzem od drugiego łoża OSZCZEKAŁ!!! dzika... dyplom stopnia I, 110/120pkt, PIERWSZE MIEJSCE!!! Stracił po punkciku na odłożeniu i oszczekiwaniu. No i jeszcze taki "drobiażdżek" - startowaliśmy na "starej farbie", układanej w deszczu, na którą lało przez blisko dwie doby ;)


fot. E. Michalska


  Z Łajsu wróciłem wyższy o 3cm, chyba urosłem podlany letnim deszczem :D

c.d.n
Piotr Kukier

poniedziałek, 20 czerwca 2011

KUNA... jego mać...

   Parę dni temu idąc z Jasiem do sklepu znaleźliśmy na skraju szosy, w środku wsi, zabitą przez auto kunę... Futrzak nie był zbyt "poturbowany" i był świeży. Takiej okazji nie mogliśmy przepuścić :)

   Diana troszkę potrenowała...

RAKIJA z Łabędziej 33 FCI "Diana" - właściciel Kol. Mirek

   Jakość zdjęć trochę kiepska, ale ćwiczyliśmy po godzinie 21. do tego po ulewnym, popołudniowym deszczu...

   Trening zaczęliśmy od przypomnienia aportu dość ciężkiego dummy...

Diana na komendę ruszyła po prosty, markowany aport...

Podniosła...

...wróciła najprostszą drogą...

  ...i przepisowo oddała

   Potem przypomniałem jej, że aport wcale nie musi spadać, i że może mieć futro...

Suka ładnie pracuje "wiatrem" szukając "ślepego" aportu...

 ...i znów oddaje w siadzie

   Przyszła w końcu kolej na kunę... Chcąc sprawdzić wrodzone predyspozycje suki decyduję od razu posłać ją po markowany (widoczny podczas rzutu) aport. Żadnego zaznajamiania z odwiatrem drapieżnika czy wkładania kuny do kufy...

   Podejmie? Przyniesie? A może odpuści? - kołata mi się po głowie kiedy szepczę "aport" wpatrzonej we mnie Dianie, siedzącej przy lewej nodze...

   Poszła, już jest przy zwierzu, chwila zawahania, podjęła! Stoi z drapieżnikiem w kufie... Co ja mam z "tym" zrobić? Pomagam suce powtarzając "aport" i dając serię podwójnych gwizdków... Poprawiła chwyt i ruszyła do mnie.

dynamicznie

   Moment zawahania Dianka miała tez przed oddaniem aportu. Gdzieś odezwał się instynkt tłamszenia drapieżnika i próbowała robić "śmigło", odkładać, szukać "skuteczniejszego" chwytu... Podałem aport z ręki, komendy "trzymaj mocno" i "daj" przywołały ja do porządku...

troszkę kombinujemy

 i już spokojniej


   Biorąc od uwagę, że Diana ma niecałe 10 miesięcy, był to jej pierwszy kontakt z drapieżnikiem i pierwszy raz aportowała "kompletną" zwierzynę można mieć nadzieję, że po odpowiedniej zaprawie KAŻDĄ zwierzynę drobną, włącznie z lisem, będzie podawać "do rączki"...

   Po zakończonej sesji fotograficznej posłałem wachtelkę jeszcze trzy razy po aport kuny. Chodziło mi o to, żeby suczki nie przemęczać, ale utrwalić pewne odruchy, koncentrując się już wyłącznie na pracy psa, a nie na robieniu zdjęć.
  Po chwili biegania, zakończyliśmy trening prostym aportem dummy. Miało to na celu przypomnienie Dianie, że aportujemy nie tylko zwierzynę, ale wszystko co wskaże przewodnik.
    

   Na koniec kilka rad odnośnie nauki aportowania:
- ćwiczenia zaczynamy na przedmiotach miękkich i lekkich (polecam wałki malarskie);

- zasadniczą część ćwiczeń prowadzimy na dummy (różnej wielkości i masy);

- unikamy twardych aportów drewnianych, uczą one psa twardego chwytu, czasem pies przyzwyczajony do twardego aportu nie umie sobie poradzić z przejściem na miękką i przelewającą się w kufie zwierzynę;

- do aportowania zwierzyny przechodzimy stopniowo, najpierw dołączając do sztucznych aportów suszone skórki czy skrzydła, potem przechodzimy do aportów zwierzyny zimnej i dopiero na końcu ciepłej;

- na każdym etapie pilnujemy poprawności wykonywania aportu (pewny chwyt, powrót najbliższą drogą, oddanie w pozycji siad), karcimy każdy odruch zabawy aportem, skubania, memłania;

- ćwiczenia urozmaicamy (ląd, woda, szuwary, krzaki, różne rodzaje aportów);

- pies musi mieć przeświadczenie, że aport to nie tylko to co spadło na jego oczach; wprowadzamy aporty ukryte, podrzucone wcześniej czy po włóczkach; pies nauczy się pracować nosem i nabierze do nas zaufania jeśli po naszej komendzie odnajdzie niewidziany aport;


   Jestem zwolennikiem angielskiej metody nauki aportu. Polecam artykuły i książkę Kolegi Marchwickiego...



Piotr Kukier

sobota, 18 czerwca 2011

II Spotknaie Springer Spanieli Angielskich Użytkowych

...z cyklu wspominkowo...

Relacja z zeszłorocznego Spotkania, podczas którego miałem przyjemność pełnić rolę instruktora...

Tekst i zdjęcia dzięki uprzejmości przyjaciół z Hodowli: Avendesora Poland, Kotyledon, TiamanT...


   W dniach 21-23 maja po raz drugi do Topoliny zjechały się springer spaniele angielskie wraz ze swoimi właścicielami, by wspólnie przećwiczyć podstawowe konkurencje przewidziane w regulaminach prób i konkursów myśliwskich dla małych ras. Głównie ćwiczyliśmy przynoszenie postrzałka ptaka (włóczka), przynoszenie postrzałka królika (włóczka), bobrowanie bez kaczki, odszukiwanie zagubionej zwierzyny (ptaka i królika), przynoszenie ubitego ptaka z głębokiej wody. Obserwowaliśmy zachowanie psów w polu (sposób szukania, posłuszeństwo i współpraca z przewodnikiem), a także przeprowadziliśmy próbę strzału (zachowanie się przed strzałem i po strzale).
   Do prezentacji poszczególnych konkurencji posłużyły nam psy doświadczone, dla których praca w polu jest codziennością – Tayson - CAMEROON Canella - prowadzony przez Jordana i Maddox - MORE THAN THE FRIEND Three Ponds Valley - ze swoim menerem Piotrem Kukierem. Tayson był jednocześnie najstarszym psem w grupie springerów (9 lat!!!!). Najmłodsza uczestniczka to 4,5 miesięczna Betty - BUENA VISTA Kotyledon (właściciel i hodowca Ewa Lankosz), która stawiała w polu pierwsze kroki i, jak na swój wiek, świetnie sobie radziła, szczególnie przy tropieniu postrzałka. A największa niespodzianka i dla mnie – jako hodowcy – przyjemność – to Henry - HOW DO YOU DO Avendesora Poland (FCI) – 9 tygodniowe maleństwo, które aportuje z wody gołębia i oddaje do ręki!!!! A królika potrafi sobie trzy razy poprawić, żeby dobrze chwycić!!!
   Spotkaniu towarzyszyła piękna pogoda, choć – z uwagi na powódź – z trudem znaleźliśmy niepodmokłe pole, a w naszych „suchych szuwarach” grzęźliśmy w wodzie po kolana. Psy nie dawały jednak za wygraną i, mimo trudnych warunków, spisały się znakomicie. Z zapałem pracowały: Tayson, Maddox, Rhonda, Shrek i Nika.
   Niezapomniany pozostanie, upichcony przez Piotra Kukiera, znakomity bigos, którym raczyliśmy się w przerwie w ćwiczeniach.
  Spotkanie zakończyliśmy w niedzielę wczesnym popołudniem. Każdy ćwiczący psiak otrzymał okolicznościowy dyplom oraz upominki i karmę, ufundowane przez sponsorów szkolenia – firmy: ROYAL CANIN oraz HUSSE.
Jesteśmy bardzo wdzięczni Polskiemu Związkowi Łowieckiemu, który objął patronat nad spotkaniem i ufundował nagrody, czym przyczynił się do nadania mu odpowiedniej rangi.
   Dziękujemy też Andrzejowi Perko – myśliwemu z Koło Łowieckiego DZIK w Legionowie, za to, że zechciał wziąć udział w naszym spotkaniu, za fantastyczne zdjęcia oraz miłe słowa o naszych psach i organizacji.
   Podsumowując – bawiliśmy się znakomicie! Psy pokazały się od najlepszej strony, utwierdziły nas w przekonaniu, że pora na jesienne konkursy małych ras J. No i oczywiście – spotkamy się za rok – PZŁ już zadeklarował chęć patronowania naszej imprezie, a niewykluczone, że współorganizacją zajmie się miejscowe Koło Łowieckie.
   Spotkanie, podobnie jak we wrześniu ubiegłego roku, było poświęcone pamięci naszego Przyjaciela, Witka Warmusza, hodowcy springer spanieli angielskich, zapalonego myśliwego, który odszedł od nas na zawsze nieomal rok temu; staramy się realizować Jego marzenia …
 
W spotkaniu uczestniczyły następujące psy wraz z właścicielami:
1. AQUILA MY STAR Kotyledon „ALMA” wł. Ewa Dobrzyńska-Lankosz, hodowla Kotyledon (FCI)
2. Barecho RARE DIAMOND RHONDA” wł. Dorota Nowak, hodowla TIAMANT
3. Barecho VILD IS THE WIND „NIKA” wł. Dorota Nowak hodowla TIAMANT & Justyna Kamińska i Jordan Woźniak, hodowla Avendesora Poland (FCI)  
4. BUENA VISTA Kotyledon "BETTY" wł. Ewa Dobrzyńska-Lankosz, hodowla Kotyledon (FCI)
5. CAMEROON Canella „TAYSON” wł. Justyna Kamińska i Jordan Woźniak, hodowla Avendesora Poland (FCI)
6. HOW DO YOU DO Avendesora Poland (FCI) "HENRY" - wł. Justyna Kamińska i Jordan Woźniak, hodowla Avendesora Poland (FCI)   
7. I'M EVERY WOMAN Avendesora Poland (FCI) "DIDA" - wł. Basia i Tomasz Derda
8. MORE THAN THE FRIEND Three Ponds Valley "MADDOX" - wł. Piotr Kukier  
9. MY MIRACLE FROM Avendesora "IMMY" - wł. Beata Krynicka, hodowla Magic Spot  
10.  NIGHT PRINCE Avendesora „SHREKwł. Justyna Kamińska i Jordan Woźniak, hodowla Avendesora Poland (FCI)
11. Tiamant HAPPINESS FOR ME „HANA” wł. Dorota Nowak hodowla TIAMANT & Justyna Kamińska i Jordan Woźniak, hodowla Avendesora Poland (FCI)
12.  Tiamant HAPPY LADY HEPI” wł. Dorota Nowak hodowla TIAMANT 



Piotr Kukier

wtorek, 22 lutego 2011

A w połowie sierpnia...

Dla pokrzepienia serc, żeby jakoś przeżyć te sześć miesięcy...

Rozpoczęcie sezonu 2008.
Pierwsze polowanie Maddoxa.

   Kaczki są zwierzyną drobną występującą właściwie w każdym obwodzie. Nawet w łowiskach typowo leśnych znaleźć można rzeczki, błotka, śródleśne jeziorka czy inne zbiorniki wodne, które są (chociaż sezonowo) odwiedzane przez kaczki.

Świt. Nadwieprzańskie łąki, Wrzesień 2009
W rodzinnych stronach nawet błoto jest lepsze :)

   W wielu obwodach kacze łowy są jedynymi polowaniami ze śrutówką. Myśliwy powinien dołożyć wszelkich starań, aby polowanie było humanitarne i etyczne. Aby zminimalizować liczbę pudeł i postrzałków należy przed sezonem kilka razy wybrać się na strzelnicę myśliwską. Obowiązkowy jest również dobrze ułożony pies.

Na Kaszubach. Jesień 2008.



Śśś...
Trzymaj!


Daj! Dobry pies!

   Odpowiednio szkoląc młodego psa od wiosny, możemy już 15. sierpnia  mieć sprawnego pomocnika na kaczych łowach, a umiejętnie prowadząc rocznego psa w pierwszym sezonie dorobimy się kompletnego, pewnego psa dowodnego w drugim.


Daj!, bo "idą" kolejne...
Wrzesień 2009 nad Wieprzem


   Mamy w tej chwili półroczną Wachtelkę, którą Ania powoli "rychtuje do polowania", w kolejnych wpisach podzielimy doświadczeniami z jej układania, między innymi do pracy wodnej... Niech tylko Pani Zima trochę "sfolguje"...



Piotr Kukier

czwartek, 3 lutego 2011

Pierwsze koty na tropy...

     Poniżej pierwszy artykulik traktujący o szkoleniu psów jaki "popełniłem"... Tekst powstał w lecie 2008 na potrzeby strony hodowli, z której pochodzi Maddox i był uzupełnieniem artykułów Leszka Ciupisa...


   Chciałbym podzielić się doświadczeniami z przygotowań Angielskiego Springer Spaniela do pracy tropowej. Tekst ten będzie nieco tendencyjny, oparty na obserwacjach jednego, konkretnego psa. Chciałbym zaznaczyć, że Maddox docelowo ma pracować jako klasyczny płochacz, natomiast praca na farbie miała wypełnić lukę w sezonie polowań na pióro. Miała być również przygotowaniem do konkursów płochaczy w klasie B (wszechstronnej). Postanowiłem w okresie wiosenno-letnim zaliczyć kilka (relatywnie łatwych) konkursów tropowców, aby jesienią nie stresować siebie i psa debiutem na trudniejszej imprezie.

   Springer posiada cechy predysponujące go do pracy na sfarbowanym tropie:
- doskonale współpracuje z przewodnikiem (dystans pracy płochacza to ok. 30m);
- ma silnie rozwinięty instynkt aportu (wg. Smyczyńskiego tylko psa z pasją aportu da się łatwo wyszkolić na dobrego tropowca);
- niezbyt wysoki wzrost ułatwia pracę dolnym wiatrem i ewentualne uniki w przypadku szarży rannego dzika;

   Największą trudnością jaką napotkałem było „przekonanie” psa do spokojnej, metodycznej pracy dolnym wiatrem. Treningi rozpocząłem wczesną wiosną, gdy Maddox miał 1,5 roku. Niestety w pierwszym polu nie było okazji, aby zapolować na kury czy bażanty, więc „wyciekających” postrzałów też nie było i pies nie miał okazji „na bojowo” przekonać się o dobrodziejstwach dolnego wiatru. Szkolenia na włóczkach w jesieni też nie prowadziłem, z prozaicznego powodu, braku czasu.

   Wiosna miała więc być czasem wyciszenia psa (pasją popisywał się podczas polowań na kaczki), szlifowania posłuszeństwa, szkolenia odłożenia i spokojnej pracy węchowej.

   Pierwsze próby nie wypadły zbyt pomyślnie, Mad gnał po tropie niemiłosiernie, pracował górnym lub półgórnym wiatrem, ścinał załamania tropu i „zygzakował” momentami tylko łapiąc odwiatr ścieżki. Opóźnienie poszukiwań do 24 godzin od momentu położenia farby niewiele dało. Pies pracował „kołując” w okolicach tropu, prowadził pewnie, ale nadal nie potrafił „przykleić się” do farby. Po dwóch dobach pracował spokojniej, ale za to mniej pewnie… „Sucha” ścieżka (ułożona bez farby, samą laską tropową) po 24 godzinach okazała się zbyt trudna… Nie bardzo wiedziałem, co robić. Gdy zapachu jest więcej pies „głupieje”, gdy mniej, brak techniki uniemożliwia tropienie. Koło się zamyka…

   Jak zwykle w takich sytuacjach bywa z pomocą przyszedł przypadek. Od kilku dni miałem w lodówce rozmrożony „zestaw treningowy” (rapeta i ¼ surowej, dziczej skóry). Przez ostatnie 2 dni leżał bezużytecznie, gdyż nie bardzo wiedziałem „jak ugryźć” temat tropienia. Wiedziałem, że następnego dnia już raczej nie nada się do treningu. Zaryzykowałem i ułożyłem włóczkę rapetą, zostawiając na końcu skórę. Bałem się, że będzie to krok wstecz w szkoleniu (pies miał chodzić po starej farbie a nie świeżej włóczce z jakichś „elementów” zwierzyny), okazał się jednak strzałem w dziesiątkę! Brak farby i nikły zapach „podsuszonej” w lodówce rapety, która tylko „musnęła” podłoże (przy lasce lub butach tropowych zapach jest „wgniatany” w ściółkę i utrzymuje się dłużej) zmusił psa do skupienia, natomiast „ciągłość” śladu (laska/but daje trop punktowy) i jego krótki czas przelegiwania (ok. pół godziny) ułatwiły mu zadanie. Wtedy zobaczyłem prawdziwy dolny wiatr! Krok, który miał być krokiem wstecz okazał się być milowym krokiem naprzód!

   Potem już poszło z górki. Najpierw kilka włóczek z gołębi, a potem ścieżki tropowe po 8-48 godzinach, w różnych konfiguracjach (sama farba, sama laska, farba i laska, z tym, że bez farby raczej do 24 godzin), różnej długości, w różnorodnym terenie, proste i „połamane”. Maddox pracował raz lepiej, raz gorzej, zawsze jednak pewnie, zasadniczo dolnym wiatrem. I co najważniejsze skutecznie. Zawsze odnajdywał „trofeum”, surową skórę lub rapetę dzika, którym mógł się „nacieszyć”.

   Zauważyłem, że pies pracował lepiej, gdy nie wtrącałem się w jego poczynania. W „amoku tropienia” nie zawsze reagował na komendy hamujące, a korygowanie jego pracy otokiem wybijało go z rytmu. Czasem lepiej podbiec za psem niż go szarpać. W miarę nabywania doświadczenia, praca stanie się efektywniejsza i efektowniejsza (np. dla sędziów na konkursie).

    Na koniec chciałbym przypomnieć kilka elementarnych zasad pracy na farbie. Znałem je z teorii (z literatury, prasy, a przede wszystkim z rozmów z Leszkiem Ciupisem), a potwierdziły się w praktyce:

- pracujemy na długim, niezaczepiającym się otoku. Regulaminowy otok musi mieć co najmniej 6m, przy temperamentnym psie wskazany jest otok dłuższy. Ja używam skórzanego,10-cio metrowego. Obroża musi być szeroka (wygodna), z krętlikiem. Po kilku treningach już sam widok obroży i otoku „nastraja” psa do pracy;

- przed pracą dajemy psu załatwić potrzeby fizjologiczne i „rozprostować kości”. Pół godziny swobodnego biegania to bezwzględne minimum. Pies lekko zmęczony (ale nie „zziajany”) pracuje spokojniej, dobrze jest tropić po dłuższym spacerze;

- bezpośrednio przed pracą staramy się psa wyciszyć: ostatnie kilkaset metrów od początku tropu prowadzimy go przy nodze, odkładamy ok. 10m przed zestrzałem, a sami idziemy go ocenić, nie spieszymy się, wracamy do psa, ceremonialnie rozwijamy otok, zakładamy obrożę, na skróconym otoku podchodzimy do początku śladu, dajemy psu nawąchać zestrzał (można go na chwilę zawarować) i po krótkiej chwili ruszamy;


- otok trzymamy w 1/3 do 2/3 długości, mamy wtedy możliwość manewru; gdy pies przechodzi przez gęste zarośla, puszczamy otok, obchodzimy przeszkodę i podejmujemy linkę (właśnie dlatego musi być odpowiednio długa);


- tropienie zawsze kończy się sukcesem, dajemy psu nacieszyć się trofeum na końcu śladu: rapetę pies powinien aportować do domu/samochodu, skórę początkowo może szarpać (wyrabia to pasję), a potem wspólnie z przewodnikiem nieść. Wpływa to bardzo moralizująco na psa, wspólna praca = wspólna zdobycz.




   Jeszcze raz chcę powtórzyć, że powyższe, to przemyślenia dotyczące jednego psa. Nie można ich traktować jako „instrukcji obsługi tropowca”. Do każdego czworonoga należy podejść indywidualnie, w zależności od cech charakteru, predyspozycji.

   Chciałbym podziękować Koledze Leszkowi Ciupisowi, za cenne rady i motywację do pracy.

Piotr Kukier